czwartek, 1 lutego 2018

Chapter 02

    Ręce mi drżały, czułam jak serce przyspiesza nienaturalnie rytm. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Czarna torba upchana była pieniędzmi, oszacowałam około dwóch milionów dolarów. A może było ich jeszcze więcej. Nie potrafiłam zliczyć tej kwoty. Natalia wąchała plik pieniędzy okazując zachwyt.
W pierwszej chwili chciałam rzucić hasło, abyśmy ukryły znalezisko i zachowały ową tajemnicę, którą mogłybyśmy się podzielić. Jednak rozsądek wziął górę, pomimo tej szaleńczej kwoty jaka biła nam po oczach.
- A jeśli to pieniądze policji? Albo mafii? - zapytałam. W każdej chwili mógł ktoś tu się zjawić i przy okazji „ukarać nas” za tykanie czyjejś własności.
- I niby dlaczego miałyby tu leżeć, gdyby należały do nich? - zapytała mnie po chwili wstając – Zabieramy łup, podzielimy się i po krzyku – wzruszyła ramionami – Boże kochany... jestem bogata … kupię lepszy wóz, chałupę, może wyjadę gdzieś na wakacje …
- No nie wiem, czy to dobry pomysł. A jeśli ktoś je celowo tu zostawił? - zapytałam.
- Pff, niby po co? W samym środku lasu? Wątpię – rzekła – Sarah, nie nakręcaj się. Nie udawaj , że nie chcesz tych pieniędzy. Pewnie odświeżyłabyś szafę, a może i kupiła apartament.
- Tak, chciałabym mieć dużo kasy, ale coś czuję, że te pieniądze mają już swojego właściciela. Może za chwilę policja tu przyjedzie i wszystko się wyjaśni, a marzenia o bogactwie pozostaną marzeniem – z torby wyjęłam niewielki plik pieniędzy i ukryłam pod stanikiem – Weź trochę … jeżeli do końca naszego pobytu nikt nie zjawi się po zgubę, wtedy bierz całość.
- No jasne – posłała uśmiech mając ochotę upchać kieszenie spódniczki dolarami.
- Mamy was! - usłyszeliśmy Rona i Jose, którzy swoją nagłą obecnością przestraszyli nas.
- Cicho, głupki – skomentowała Natalia nie krępując się przy chłopakach. Nadal upychała pieniądze w kieszenie.
- O rzesz kurwa – przeklął Jose – Skąd macie tą forsę? - zbliżył się do torby turystycznej mając chęć zagłębić w nią swe ręce.
- Leżała tu – Natalia nawet nie drgnęła, by zabrać znalezisko. Skupiała się na uzupełnieniu kieszeni jak i stanika. Ja stałam całkiem obok obserwując młodych facetów. Obaj podnieśli torbę i zaapelowali, że zaopiekują się forsą. Nie mogłam się wtrącić. Może i lepiej. Gdyby policja wpadła, to oni musieliby się tłumaczyć. Zresztą, nie widzieli, że upchałam w stanik kasę.
- Tylko nie kantować – Natalia zwróciła im uwagę – To my znalazłyśmy forsę i mamy do niej pierwszeństwo.
- Jasne – odrzekli oddalając się w kierunku namiotów. Widziałam ich zadowolenie i usłyszałam już jakie zamierzali zrobić zakupy.
- No nie wiem, czy powinni byli wziąć tą kasę – odezwałam się do blondynki, gdy ta uporała się z ukryciem tego, co wyjęła z torby.
- Oj, Sarah! Przestań! - machnęła ręką.
*
Sobota.
   Nad ranem obudziły mnie czyjeś rozmowy. Spojrzałam na śpiącą Natalię, która nawet nie drgnęła. Wiedziałam, że łykała tabletki nasenne i nic nie było w stanie ją obudzić, aż zapewne do dziewiątej. Wygramoliłam się spod koca ubrana we wczorajsze ciuchy. Chwyciłam torebkę z rzeczami, aby móc zrobić poranny makijaż. Gdy tylko wyszłam z namiotu, spojrzałam w stronę rzeki. Zobaczyłam Jose i Josepha, którzy ostro gawędzili z wysokim facetem odzianym na czarno. Nieznajomy miał założoną czarną bandamkę; jego spodnie były częściowo ubrudzone, a czarna koszula poplamiona nie wiadomo czym.
Miałam zamiar pójść gdzieś w bok, gdy nagle usłyszałam jak Jose donośnym głosem informuje nieznajomego o mnie.
- Ona znalazła! - wskazał ręką na mnie. Stanęłam jak wryta nie mając pojęcia o co chodzi. Joseph jak i Jose obserwowali mnie, a nieznajomy coraz szybciej podchodził w moim kierunku.
Cofnęłam się, ale nie potrafiłam uciec. Facet wyglądał na zdenerwowanego.
- Gadaj, gdzie ukryłaś moją forsę! - krzyknął na mnie, gdy tylko się zatrzymał tuz przede mną.
- Jaką kasę? - zapytałam zdezorientowana. Spoglądał na mnie brązowymi oczami pełnymi złością.
- Przeszukaj ją … głupia znalazła tą torbę, ukryła ją gdzieś. Nie chciała nic nam powiedzieć – Jose wtrącił się w rozmowę. Widziałam zaskoczenie Josepha, który jak się okazało był po stronie kolegi.
- Sarah, oddaj mu kasę jak ci życie miłe – partner Sophie próbował grać bezstronnego, ale wiedziałam, że miał pojęcie o pieniądzach. Słyszałam, jak mieli w planach podzielenie się forsą między sobą. Oczywiście beze mnie.
- Nie mam tej kasy – w moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Słyszałam jak nieznajomy ruszył za mną w pościg. Bałam się, że to koniec.

   Nie potrafiłam go zgubić; obawiałam się, że sama się zgubię i nie będę w stanie odnaleźć właściwej drogi powrotnej. W tej chwili jednak nie mogłam myśleć o tym. Musiałam ukryć się przed nieznajomym.
Gęsty las miał nie mieć końca. Nie trafiłam na żadną ścieżkę, ani ewentualną skrytkę, gdzie mogłabym się ukryć. Dyszałam ze zmęczenia odczuwając szczypanie nóg, gdyż gałązki krzaków obcierały moją skórę.
Odwróciłam się na moment, by oszacować jak daleko jestem od natręta. Okazało się, że był całkiem blisko, co mnie zaniepokoiło. Dziwić się mogłam, że jeszcze nie użył broni, którą trzymał w ręku.
Pomimo gęstwin nie potrafiłam go zgubić; na domiar złego odczułam bardzo szybkie zmęczenie ucieczką. Nigdy nie byłam dobra w bieganiu i teraz również.
Zauważyłam stojący radiowóz, byłam w nadziei, że spotkam policjanta, który mi pomoże. Zaczęłam wołać o pomoc.
- Zamknij się – usłyszałam nieznajomego, który na moje nieszczęście nie tracił energii podczas biegania.
Gdy dobiegłam do samochodu, okazało się, że boczna szyba była umazana krwią. Momentalnie nogi ugięły się w kolanach, gdy tuż obok radiowozu leżało ciało funkcjonariusza. Dostał kulkę w głowę i już mogłam się domyśleć od kogo.
Nie zdążyłam zareagować, a facet chwycił mnie od tyłu i szarpnął za włosy. To wszystko trwało sekundy. Moje wydzieranie się nic nie zdziałało, gdyż nadal byłam w niebezpieczeństwie. Poczułam silne uderzenie o drzwi samochodu. Ból rozprzestrzenił się nie tylko po czole, ale i miałam wrażenie, że całym ciele. Nie potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Traciłam kontrolę nad tym, co się właściwie działo. Towarzyszył mi posmak metalu. I nagła ciemność.
*
   Ocknęłam się siedząc na przednim siedzeniu w aucie. Moje ręce były skute kajdankami, a czoło strasznie bolało. Doszło do mnie, że jechaliśmy. Spojrzałam w lewą stronę, moim oczom ukazał się ten sam facet, który mnie gonił. Kierował pojazdem, wyglądał na skupionego. Jechaliśmy przez las. Nie miałam pojęcia co mnie czekało. Jednak to się nie odzywałam. Nie miałam szans na ucieczkę. Drzwi od wewnątrz nie posiadały klamki, która została tak po prostu usunięta.
- Sukinsyn – wymsknęło mi się, gdy ból głowy dał o sobie znać coraz mocniej. Łzy napływały do mych oczu.
- Mam na imię Lucius .. nie sukinsyn – odezwał się poważnym głosem – Jeśli raz jeszcze przeklniesz w mojej obecności, to poczujesz mój gniew na własnej skórze.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam nie patrząc na niego. Ze spuszczoną głową siedziałam odczuwając ból czoła, jak i założone kajdanki.
- Jeszcze się pytasz – prychnął jakby usłyszał żart – Pogadamy na miejscu …

   Nie miałam pojęcia, co w głębinach lasu robiła stara niewielka stodoła. Zdawało się, że kiedyś ktoś prowadził tu gospodarstwo, lub nielegalny interes. Nie zastanawiałam się nad tym za długo, gdyż musiałam się skupić, jak uciec łajdakowi, który zgotował mi piekło. Zaparkował policyjny wóz na tyły, po czym wysiadł. Chciałam przesiąść się na miejsce kierowcy, ale zauważyłam, że kluczyki zniknęły. Mój refleks był zbyt powolny, to przez uderzenie w głowę. Także nie miałam pojęcia, czy potrafiłabym kierować.
Lucius otworzył drzwi i chwycił za ramię, aby mnie wyszarpać z auta. Przez pewną chwilę próbowałam mu się wyswobodzić, ale on pchnął mnie na ziemię, więc się przewróciłam.
- Lepiej mnie nie wnerwiaj! - zagroził. Z kajdankami było mi ciężko o samoobronę.
Otworzył tylne drzwi i wtedy mogłam ujrzeć swoją torebkę, którą rzucił w moją stronę. Podniosłam ją i sama wstałam. Moim oczom ukazało się ciało policjanta, które jak się okazało leżało na tylnych siedzeniach. Lucius spojrzał na mnie posyłając szyderczy uśmiech. Zostawił trupa na siedzeniach i podszedł do mnie uprzednio pokazując, że ma przy sobie broń. Nie mogłam swobodnie iść. Kręciło mi się w głowie, a porywacz niezbyt delikatnie trzymał mnie za ramię i prowadził do środka stodoły.
   Pchnął mnie, gdzieś z tyłu, w kąt pomieszczenia, które było do połowy uzupełnione sianem. Opadłam niemal bez sił. Zakasłałam odczuwając pył unoszący się z siana. Trochę zaczęło mnie drapać w gardle. Lucius wydarł z moich rąk torebkę i otworzył ją. Wysypał z niej całą zawartość w poszukiwaniu czegoś. Jego spojrzenie skierowało się na mnie.
- Gdzie moje pieniądze? - zapytał.
- Jakie? - byłam zaskoczona.
- Nie pieprz. Lepiej gadaj, gdzie ukryłaś moje pieniądze, bo tego pożałujesz – zagroził.
- Ale ja naprawdę ich nie mam – łzy popłynęły z mych oczu. Nie rozumiałam, dlaczego tak po prostu się na mnie uwziął. Nie mogłabym schować takiej kwoty w torebce, a tym bardziej w kieszeni. Nie rozumiałam, dlaczego uwierzył im, a nie mnie.
- Twoi koledzy wspominali, że mam cię przeszukać … skoro nie chcesz po dobroci odpowiedzieć na moje pytanie, będę bardziej bezwzględny – odpowiedział zbliżając się do mnie. Zaczęłam krzyczeć, aby zostawił mnie w spokoju, ale on tak nagle mnie spoliczkował, przez co skuliłam się ogarniając płaczem. Szczypanie nieco pulsowało, ale to było nic, w porównaniu z tym co zaczął mi robić.
Ściągnął ze mnie ubrania pozostawiając na samej bieliźnie. Wtedy przypomniałam sobie, że upychałam stanik pieniędzmi. Byłam skończona. Lucius chwycił mnie za włosy, musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Na pewno nie masz tam nic mojego? Mam sprawdzić zakamarki twojego ciała? - zapytał na co wpadłam w panikę.
- Nic złego nie zrobiłam – łkałam. On nie słuchał tego, że się bałam. Wsunął rękę pod stanik, gdy obrócił mnie tyłem do siebie. Jego ciepła dłoń otuliła moją pierś, gdy tylko wydobyła mały plik pieniędzy.
- Nadal twierdzisz, że nie wiesz, gdzie moja forsa? - zapytał.

   Lucius odłożył plik pieniędzy gdzieś na bok patrząc na mnie z gniewem w oczach. Czułam się dziwacznie. Nie to, że bolało mnie czoło, to jeszcze towarzyszyło mi szczypanie policzka po uderzeniu. Również poczułam się jak obdarta z godności, gdyż siedziałam na sianie w samej bieliźnie. Facet ponownie zasiadł za mną i odgarnął moje włosy na bok. Wtedy zaczął mi szeptać do ucha.
- Wzięłaś, co należało do mnie … więc ja wezmę ciebie – na co zadrżałam – Jesteś całkiem ładna … zabiorę cię, tak jak ty moje pieniądze.
- Zostaw mnie! Jesteś silniejszy, nie powinieneś wyżywać się na słabszych, a szczególnie na kobiecie! - próbowałam do niego przemówić.
- Przywłaszczyłaś moje pieniądze – warknął – Wiem, że je gdzieś ukryłaś. Nie okłamiesz mnie. Gdybyś tego nie zrobiła, nie posiadałabyś pliku pieniędzy przy sobie.
- A nie przyszło ci do głowy, że to oni mogli wziąć te pieniądze? - zapytałam obawiając się o swoje życie.
- Przestań pieprzyć! Albo mi powiesz, gdzie je ukryłaś, albo potraktuję cię jak zwykłą rzecz! - zagroził.
*

   Lucius dopalał papierosa siedząc przed stodołą. Był wściekły, ale i również nie bardzo wiedział, co dalej robić. W szopie pozostawił nagą dziewczynę, która była spięta kajdankami. Okrył ją jedynie kocem, który leżał w jego terenówce. Teraz spała. Środek usypiający zadziałał, a on mógł realizować kolejne próby odzyskania swoich pieniędzy.
Wiedząc, że nikt tak szybko nie odnajdzie jego kryjówki, wszedł ponownie do szopy, aby wyprowadzić terenówkę. Zapamiętał drogę, więc wiedział gdzie jechać.

   Grupka młodych ludzi pakowała swoje namioty do plecaków, dość nerwowo. Natalia jako jedyna była zła na wszystkich, że nie pomogli Sarze. Joseph nie krył, że wydał dziewczynę nieznajomemu, aby sam mógł zachować pieniądze.
- Co się z wami dzieje? Do cholery jasnej! Możecie jej nie lubić, ale to też istota żyjąca. Dobrze wiecie, że to nie ona zabrała pieniądze, a wy tak po prostu ją wepchnęliście w pułapkę! Wstydzę się za was! - Natalia była zdenerwowana. Nigdy wcześniej tak się nie zawiodła na swoich znajomych, jak teraz.
- Ty taka kryształowa też nie jesteś – wtrąciła się Sophie – Zabrałaś trochę kasy w kieszenie.
- Ale nie całą torbę! I nikogo nie posyłałam psychopacie! Mogliście mu oddać kasę, albo udawać, że o niczym nie wiecie – Clyde miała chęć ich sprać za to, co zrobili Sarze.
- Weź się już przymknij – podszedł do niej Joseph – Zasłużyła. Nikt z naszej paczki jej nie lubi. A ty się uparłaś, aby ta oferma jechała z nami.
- Właśnie! I nie zna się na muzyce i głupio gada – wtrącił się Roy. Grzywacz stał tuż obok Rona, który przybił mu piątkę.
- Mnie zwisało czy ona tu była czy nie – odrzekł Jose. Jako jedyny był bezstronny i nie wtrącał się w rozmowę.
- A pieprzę was! - Natalia wzięła swoje rzeczy – Sama ją poszukam, bo wy raczej mi nie pomożecie – udała się w głąb lasu.
- Wariatka … woli pomóc tej całej Sarze, niż zabrać kasę – pokręciła głową Sophie. Powrócili do pakowania swoich rzeczy, gdy nagle usłyszeli samochód. Terenówka zatrzymała się niedaleko, a z niej wysiadł Lucius ze strzelbą. Facet popatrzył na nich bez okazywania jakichkolwiek emocji.
- Nadal twierdzicie, że wasza znajoma zabrała pieniądze? - zapytał patrząc na nich zimnym wzrokiem. Podszedł kilka kroków i zatrzymał się mając wszystkich w zasięgu swojego wzroku. Gdyby ktoś chciał uciec, nie zawahałby się i użył broni.
- A kto inny? - odparł Joseph pokazując, że się go nie boi. Stanął jako jedyny nieco bliżej. Zza jego pleców wyłaniała się Sophie obserwując nieznajomego.
- Poważnie? Już się zbieracie do domów? Widziałem jak wczoraj się tu rozkładaliście. Czy to nie podejrzane? - zapytał.
- Ta wariatka ma twoje pieniądze! - Sophie krzyknęła na Luciusa, na co facet się zdenerwował. Nienawidził, gdy ktoś podnosił na niego głos, a w szczególności kobieta.
- Ta wariatka była waszą znajomą, suko – odpowiedział jej – Świetny plan ułożyliście … a już prawie dałem się nabrać. Prawie, bo biedna Sarah cały czas walczyła o swoją niewinność. Nawet nie macie pojęcia jak jej niewinność ładnie pachniała. Wciąż czuję jej zapach.
- Gnój – wycedziła czarnowłosa – Co nas interesuje Sarah? Zabrała kasę i tyle.
- Niewychowana zdzira – odpowiedział jej – Poważnie, zabrała? A może to jednak wy?
- Zostaw ją – Joseph wszedł w jej obronę – Sophie nie ma nic wspólnego z tym.
- Ta cała Sarah jest więcej warta, niż ta mała dziwka, za którą byś w ogień skoczył – Lucius był bezwzględny – Powieszę ją na drzewie – wskazał na Sophie.
- Psychol – Sophie się przestraszyła, ukrywając za swojego chłopaka.
- Oddajcie moją forsę, a obiecuję, że przeżyjecie – odezwał się.
- Ona ją ma – Joseph próbował oszukać faceta, byleby zachować znaczną część pieniędzy i żyć po bogatemu.
- Nie sądzę … Nie po tym jak ją przeszukałem. Dziewczyna ma dość, a gdyby faktycznie miała to, co moje, oddałaby – Lucius zwrócił się do niego – Masz minutę. Oddajesz moją torbę z pieniędzmi, albo powieszę tę sukę na drzewie.
- Nie pozwolę na to – mruknął.
- Nie będę się wdawał z tobą w rozmowę – podniósł strzelbę mając go na celowniku.
- Ja się z tego wypisuję – Roy powoli wycofywał się, po czym odwrócił i zaczął uciekać w stronę krzaków. Lucius wymierzył bronią w stronę uciekiniera i wystrzelił. Rozległ się krzyk Sophie, jak i samego Roya. Kula trafiła w drzewo, a zdezorientowany chłopak przewrócił się ze strachu i przeczołgał gdzieś dalej.
- Później się tobą zajmę – wykrzyczał do niego, po czym wymierzył w nogę Josepha. Nie czekał na odpowiedź, a nacisnął za spust. Rozległ się huk, a młody facet przewrócił się na ziemię i chwytając za postrzelone kolano wydzierał się w głos. Przy nim klęknęła Sophie, która próbowała pomóc, lecz nie wiedziała jak się za to zabrać.
- Ty psycholu! - wydzierała się.
- Gadaj, suko, gdzie twój facet ukrył moje pieniądze, a wiem, że to on mi je zabrał – Lucius dał jej jedyną szansę, aby mogła przeżyć, lecz dziewczyna nie współpracowała. Ron i Jose powoli odsuwali się, by skorzystać jak Roy i uciec. Lucius podszedł do zapłakanej brunetki, która klęczała przy blondynie z dredami.
- Nie wiem o niczym – odpowiedziała nie wiedząc, że pisze się na pewną śmierć.
- Zostaw ją w spokoju – wycedził Joseph cierpiąc z bólu kolana.
- Sama wybrała – odrzekł Cusack i za pomocą strzelby uderzył blondyna w głowę. Nieprzytomny nie mógł nic zdziałać, więc Sophie poczuła się w prawdziwym niebezpieczeństwie.
- Zostaw mnie … ja tej kasy nie mam. Tamta zdzira ją zabrała – wymamrotała trzęsąc się.
- Poczujesz się tak jak ona … tyle, że ty akurat nie przeżyjesz – powiedział bez emocji, po czym uderzył dziewczynę, aby mu nie uciekła. Sophie opadła obok nieprzytomnego chłopaka nie mając sił, aby wstać o własnych nogach. Lucius na chwilę podszedł do terenówki, aby wyjąć wcześniej przygotowany sznur. Wymyślił dla nich śmierć i pragnął spełnić swoje plany. Był gotów zabić, byleby odzyskać, co swoje. Ron i Jose uciekli korzystając z chwili nieuwagi Luciusa. Jednak nie mieli pojęcia, że facet dobrze znał ten teren.
Wróciwszy ze sznurem zauważył brunetkę, która czołgała się w stronę krzaków. Jedną nogą stanął na jej dolną część pleców, po czym niemocno ugniatał dodając jej ból. Sophie wydzierała się; wołała o pomoc, ale widziała uciekających przyjaciół, którzy nie chcieli jej pomóc, ani jej chłopakowi. Trzydziestoletni Joseph wykrwawiał się, ale bardzo powoli. Lucius przygotował specjalnie dla niego spektakl. Zabawa miała się dopiero zacząć.
*

   Otworzyłam powieki, obraz trochę się zamazywał. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem u siebie w pokoju, lecz ta chwilowa pewność znikła, gdy ból ciała dał się we znaki. Leżałam na sianie okryta kocem. Moje ręce były skute kajdankami. Nie mogłam więc wstać, a jedynie skulić się w kłębek i czekać na powrót Luciusa. Wiedziałam, że gdzieś pojechał. Prawdopodobnie mi uwierzył i postanowił ich dorwać. A jeżeli już dawno mu uciekli? Wtedy on tu wróci i mnie zabije.
Oprócz zapachu siana, czułam również i jego zapach. Moje ciało nadal było spocone, brudne. On nie dał mi chwili, abym mogła się doprowadzić do ładu. Może i faktycznie miał w planach mnie zabić, skoro nie marnował czasu, aby zaprowadzić mnie nad rzekę i pozwolić obmyć ciało. Albo mógł przynieść kubeł wody i pozwolić mi się odświeżyć. Lucius wydawał się nie mieć uczuć, albo je skrywał głęboko w sobie. Wierzyłam, że da mi odejść, albo szczęśliwie mu ucieknę.
Moje nadgarstki były poobdzierane, a z ran sączyła się krew, choć nie tak mocno. Nie skuł mnie zbyt ciasno, ale poprzez próbę uwolnienia rąk, pokaleczyłam skórę.
Moje samopoczucie nie było zbyt dobre. Ból czoła, jak i policzków towarzyszyła. Już zapomniałam ile razy Lucius uderzył mnie z otwartej ręki. Robił to raz po raz, aż się poddałam i mógł mnie upodlić jeszcze mocniej.
   Nadal czułam dziwne uczucie w miejscu, do którego nie powinien mieć wglądu. Brał mnie mocno, przez co pobolewałam. A w tej chwili coś sączyło się; coś co mogło być spermą, albo krwią. Albo jednym i drugim. Nie miałam sił na płacz. Choć byłam niespokojna, czekałam na niego. Byleby odnalazł forsę, a wtedy mogłabym liczyć na wolność – może nie tak dosłownie, ale szansa zawsze jakaś była.
   Leżąc na wznak ze skrępowanymi rękami skupiałam się na tym jak uciec z tego miejsca. Choć bardziej pragnęłam wejść pod prysznic, czy do wanny i umyć się z tego całego brudu. Skuliłam się na bok w kłębek niemal cała okryta kocem, który pachniał męskim potem. Siano powodowało, że gdzieniegdzie swędziała mnie skóra.
Nie musiałam krzyczeć, wołać o pomoc. Wiedziałam, że nikogo w pobliżu nie było. A nawet, gdyby pojawił się ktoś ze znajomych Natalii, to i tak by mi nie pomógł, a być może pogorszył jeszcze bardziej.
   Kilka metrów dalej leżała torebka, a obok niej porozrzucane z niej rzeczy. Telefon leżał zbyt daleko, abym mogła go sięgnąć. Lucius specjalnie go nie zniszczył, abym miała męczyć się z dosięganiem. Wiedział, że ewidentnie nie miałam szans, aby cokolwiek chwycić.
Było mi ciepło, ale nie ściągałam z siebie spoconego koca. Byłam naga, nie chciałam już patrzeć, jak on wbija swe spojrzenie w moje ciało. Wstydziłam się tego, co tu zaszło. Nie tylko wstydziłam, a czułam się beznadziejnie. Pragnęłam zaszyć się gdziekolwiek, byleby nikt już mnie nie skrzywdził.
*
   Zdawało się, że Lucius dobrze się bawił. Jednak jego mina nie zdradzała go. Nadal był poważny i nawet mu ręka nie zadrżała, gdy postrzelił drugie kolano Josephowi. Blondyn tak bardzo chciał pomóc swojej dziewczynie, przez co stracił możliwość wstania o własnych siłach. Zalała go fala bólu w obu dziurawych kolanach, w których utknęły naboje. Lucius patrzył na niego dość zimnym spojrzeniem.
- Mówiłem, byś mi oddał, co moje – powiedział. Trzydziestoletni facet nie miał sił, by cokolwiek powiedzieć. Leżał ma trawie patrząc jak nieznajomy zakłada pętle na szyi Sophie. Dziewczyna trzepotała się, ale miała na tyle sił, aby ubliżać mu i skopać go. Brunet jednym, mocnym uderzeniem powalił ją na ziemię. Nic nie mówiąc, przerzucił sznur na solidnej gałęzi drzewa, po czym zaczął ciągnąć w swoją stronę. Joseph widział, jak jego ukochana pod naciskiem wstaje z zakrwawioną twarzą. Pętla coraz mocniej zaciskała się na jej szyi. Blondyn załkał patrząc jak umierała powoli. Lucius nie słuchał próśb, wykonywał swoje zadanie jakie sobie postawił. Brunetka stała już pionowo, ledwo o własnych siłach. Pętla zacisnęła się na tyle mocno, że zaczęła prychać. Krztusiła się bardzo powoli. Łapczywie wdychała powietrze. Rękoma próbowała rozluźnić ucisk, lecz nic to nie pomogło. Ze łzami w oczach patrzyła na Josepha; nie miała sił, by cokolwiek już wymówić. Jej ukochany nie mógł pomóc, jedynie się przeczołgał bardzo powoli niemal pod jej stopy. Sophie szarpała się, ale to pogarszało jej sytuację. Stanowczym ruchem Lucius dokończył jej cierpienie. Sznur tak mocno się zacisnął, że dziewczyna zastygła z rozchylonymi ustami, z których sączyła się ślina. Jej puste spojrzenie skierowane było gdzieś w bok. Joseph zaszlochał nie dowierzając. Spojrzał na Luciusa, ale nic nie powiedział. On puścił końcówkę sznura, a ciało dziewczyny opadło na ziemię tuż obok blondyna.
- Sophie … obudź się – mamrotał do niej. Zdjął z niej zaciśnięta pętlę, choć miał z tym niemały problem – Zobaczysz … wrócimy do domu, wszystko będzie dobrze – szeptał do niej. Trząsł się zaciskając ją w swoich ramionach. Cusack domyślił się, że chłopak przeżył szok patrząc na egzekucję. Nie mógł go pozostawić przy życiu. Podniósł strzelbę i nakierował ją na czoło faceta.
- I gdzie wasi przyjaciele, co? Żal mi was wszystkich – nacisnął za spust.
*
   Natalia długo uciekała. Zdawało jej się, że słyszała wystrzał. Tak bardzo chciała odnaleźć Sarę, ale niestety bez skutku. Natknęła się na Roya, który siedząc na drzewie zawołał ją gwiżdżąc. Blondynka popatrzała w górę widząc grzywacza, który miał poobdzierane spodnie. Z jego kolana sączyła się krew.
Długo jej zeszło nakłanianie go, zanim chłopak zszedł ze swojej kryjówki. Roztrzęsiony zaczął opowiadać o nieznajomym, który groził strzelbą, a w niego strzelił. Oboje postanowili udać się gdziekolwiek, byleby jak najdalej od psychopaty. Natalia jako jedyna nie widziała Luciusa, lecz Roy opowiedział jej jak on wygląda.
- Może powinniśmy pomóc Josephowi i Sophie? Ron z Jose uciekali za mną, ale nie wiem, czy ich nie dorwał – lamentował.
- Szczerze? Zgotowali Sarze piekło … nie wiadomo, czy ona żyje. I mam im pomóc? Rób jak uważasz, ale nie radzę ci tam wracać – powiedziała – Poszukajmy pomocy. Znasz tą drogę lepiej, niż ja. Wyjdźmy na główną ścieżkę. Powinni kręcić się turyści.
- Nie jestem w stanie się skupić, ale … chyba wiem którędy iść – odrzekł. – Jose mi kiedyś tłumaczył.

   Dwa trupy leżały na niezbyt gęstej trawie. Ułożone twarzami do siebie wyglądały jakby były do siebie przytulone. Lucius nie poczuł żalu, smutku, a jedynie gniew. Nadal nie wiedział, gdzie dokładnie zostały ukryte jego pieniądze. Nie czuł potrzeby zabijania, ale musiał to zrobić bez skrupułów. Gdyby pozostawił przy życiu Josepha, ten mógłby pokrzyżować jego plany w jakikolwiek sposób. Cusack domyślał się, że facet mógłby mścić się za śmierć Sophie. Teraz nie musiał się martwić. Miał dwie osoby z głowy; one mu już nie zagrażały. Wątpił, że wrócą do świata żywych jako zombie. Jednak miał pojęcie, że musiał odnaleźć pozostałych i ich również zabić. Tym razem nie mógł ich pozostawić przy życiu; nie po tym jak w pewnym sensie byli świadkami zbrodni. Nawet, gdy oddadzą mu własność i tak dosięgnie ich śmierć. Lucius nie czuł się winny. Nienawidził gdy ktoś zabierał mu cokolwiek, co do niego należało. Nikt nie miał pojęcia ile te pieniądze dla niego znaczyły i co musiał przeżyć. Spojrzał na twarz Sophie. Jej oczy zrobiły się mętne, a spojrzenie tak puste. Natomiast Joseph miał dziurę w czole. Krew trysnęła częściowo na dziewczynę, a częściowo wypłynęła na twarz blondyna.
Cusack przejrzał rzeczy, ale nigdzie nie mógł znaleźć pieniędzy. Dwa pliki leżały zakryte liśćmi, całkiem obok plecaka należącego do Roya. Facet domyślił się, że oni musieli gdzieś ukryć jego własność. Postanowił zapolować na resztę żyjących znajomych.

*
   Roy był stargany emocjonalnie. Prowadził Natalię przez gęstwiny lasu, zdawało się, że sam nie widział gdzie idzie. Ich punktem zwrotnym okazało się to miejsce, gdzie wcześniej rozbili namioty. Widok jaki pozostawił po sobie Lucius, przeraził dwójkę znajomych jeszcze mocniej. Widząc martwych Sophie i Josepha zrozumieli, że mają do czynienia z psychopatą.
- Mówiłam, żeby oddać tą kasę! - krzyknęła Natalie. Ze stanika wyjęła plik pieniędzy, który rzuciła niedaleko leżącym trupom. Klęknęła na chwilę, aby odpocząć. Widok zamordowanych wpłynął na nią emocjonalnie. Roy chwycił pieniądze i schował do swych kieszeni.
- Za bardzo skakali do niego – wydukał cofając się – Idziesz?
- Nie wierzę, że oni nie żyją – popłakała się. Grzywacz pomógł jej wstać.
- Wiem, gdzie ukryli kasę .. skoro już tu jesteśmy, bliżej będzie do kryjówki – zaapelował.
- Nie bierzemy żadnej kasy, bo będzie czekał nas taki sam los, co Sophie i Josepha – wskazała na nieżyjących.
- Nie bądź głupia. On poszedł szukać nas, nie wróci tu. Pójdziemy możliwymi skrótami. Podzielimy się kasą i będziemy siedzieć cicho – przekonywał ją.
- Sorry, ale ja wolę żyć – odsunęła się od niego.
- Jak wolisz … ja idę po kasę .. a ty … rób, co uważasz – westchnął. Natalia nie miała chęci prosić go, aby zmienił zdanie. Postanowiła poszukać wyjścia z lasu. Wiedziała, że musiała szukać pomocy, aby odnaleźć Sarę. Sama nie poradziłaby sobie w tak wielkim lesie.
*
   Lucius objeżdżał po leśnych dróżkach w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Wiedział, że prędzej, czy później napotka kogoś z ocalałych. Miał pewność, że oni sami szukali dróg, które mogłyby prowadzić do wyjścia z lasu. Domyślał się, że będą chcieli uciec z jego pieniędzmi, a nie mógł do tego dopuścić.
Był niczym śmierć z kosą. Miał na swoim koncie trzy morderstwa, które popełnił w tym lesie. Nie zamierzał poprzestać; nie po tym jak bezczelnie okradziono go i kłamano w żywe oczy.
Cusack miał swoje zasady, był powściągliwy, bezwzględny. Sam wymierzał sprawiedliwość. Można było stwierdzić, że nie posiadał sumienia, ani uczuć, ale czy tak naprawdę było? Nie poczuwał winy do tego, że zamordował trzydziestoletniego blondyna i jego dziewczynę. Nie okazał krzty litości, gdy rozwalił łeb funkcjonariuszowi. A teraz nie zawaha się, aby dorwać resztę uciekinierów.
Podjechał w stronę stodoły, gdzie pozostawił uwiązaną Sarę. Ukrył terenówkę nawet nie zaglądając, czy dziewczyna żyła, czy może i nie. Wrócił do lasu, mając przy sobie broń oraz strzelbę. Tak bardzo chciał odzyskać swoją zgubę, że nie martwił się tym, że ktoś mógłby wejść do stodoły i pozwolić uciec dwudziestosiedmioletniej kobiecie.
Lucius nie dopuściłby do tego, ale i miał świadomość, że ktoś mógłby tam zajrzeć. Pozostawił więc pułapkę, składającą się ze starych wideł do przerzucania siana. Znał się na robieniu pułapek, gdyż kiedyś los zmusił go do tego. Było ryzyko, że sama Sarah się nadzieje na zardzewiałe zęby wideł, gdyby jako pierwsza opuszczała stodołę. Lucius jednak był pewny, że sama się nie uwolni od kajdanek, a ten kto będzie próbował przejść przez próg, czeka go niemiła niespodzianka.
Biegł między drzewami, co jakiś czas zaglądał do papierowej mapy. Wiedział więc, która dróżka gdzie prowadziła.
W momencie usłyszał czyjeś rozmowy. Zatrzymał się i zaczął rozglądać dookoła. Za krajobraz miał jedynie las. Poprzez gęste krzaki miał słabą widoczność. Musiał więc z ogromną ostrożnością zbliżać się do źródła odgłosów.
Przykucnął pod jednym, ogromnym kamieniem, który był obłożony mchem. Nieopodal dalej rozmowy prowadziło trzech chłopaków. Lucius od razu ich poznał. Siedzieli całkiem blisko siebie omawiając plan ucieczki.
- Nie mamy zasięgu w telefonach – zaapelował Jose – Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżaliśmy, komórki stawały się bezużyteczne – ukrył telefon do swojej kieszeni.
- Nie mogę nadal w to uwierzyć, że Joseph i Sophie nie żyją – odezwał się Ron przeglądając coś w telefonie – Nie ma zasięgu, nawet w neta nie wejdę … musimy odnaleźć drogę, może tam złapiemy zasięg i wezwiemy pomoc. Może podzielimy się kasą teraz? - zaproponował. Grzywacz spojrzał na niego dość poważnie.
- I niby gdzie tą kasę ukryjesz? Nie masz przy sobie choćby reklamówki, a forsy nie upchasz do kieszeni, bo za dużo jej jest – wytłumaczył Roy. Wtedy Lucius przygotował strzelbę, wiedział, że będą uciekać na różne strony. Musiał strzelać w tego, który posiadał jego własność. Kolejną ofiara miał być grzywacz.
- Nie chcę, aby ten psychol znalazł mnie z jego kasą … chyba wolę żyć – Jose wstał i spojrzał na Rona – Bracie, chyba zgadzasz się ze mną?
- Wybacz, ale sam wiesz, że kiepsko zarabiam. Ta kasa pomoże mi się trochę wybić – odpowiedział mu.
- No, nie wierzę – westchnął kręcąc głową, gdy nagle przed ich oczami ukazał się Lucius ze strzelbą w ręce.
- Mam was – powiedział dość poważnie, po czym skierował spojrzenie na Roya – Oddaj, co moje.
- Ja to znalazłem – rzekł niepewnie odsuwając się.
- A nie mówiłem, ze to się źle skończy? - wtrącił się Jose, który nagle się odwrócił i zaczął biec przed siebie.
Padł strzał. Jeden wystarczył, by chłopak upadł na gęstwinę trawy. Z jego głowy sączyła się krew, a ciało drętwo leżało pomiędzy krzakami. Śmierć nastąpiła tak szybko, że ofiara nie miała szans, aby poczuć ją na własnej skórze. Nabój przebił jego czaszkę, pozostawiając otwór, z którego leciała szkarłatna ciecz. Ron ruszył w stronę przyjaciela z ogromnym płaczem. Lucius zaśmiał się ironicznie.
- Mam się powtarzać? - zapytał Roya, który trzepotał się ze strachu trzymając w żelaznym ścisku torbę z pieniędzmi.
- N-n-nie zabijaj mnie – wydukał z siebie.
- Odłóż torbę … a dam ci pięć minut na ucieczkę. W innym przypadku zginiesz – odpowiedział – Ciesz się, ze daję ci szansę przeżycia.
- Miałem żyć lepiej – odezwał się nie spuszczając go z pola widzenia.
- Tak jak twoi martwi przyjaciele? Chciwość ich zabiła. A niejednokrotnie prosiłem, aby oddali to, co moje – powiedział – To jak? Chcesz zginąć od razu, czy skorzystasz z pięciu minut na ucieczkę? Las jest duży. Możesz się ukryć gdziekolwiek.
- Psychol – wydarł się na niego Ron – Jose był niewinny. On nawet nie chciał tej kasy. - doszło do niego, że tylko Jose wyprowadziłby ich z lasu.
- Lepiej przekonaj swojego kolegę, aby oddał to, co moje. Wtedy oboje będziecie mogli uciec – zapewniał. Ron z mokrymi od łez oczami spojrzał na chciwego Roya.
- Oddaj mu tę pieprzoną torbę! - wydarł się – Przez ciebie Jose nie żyje!
- Ty mnie obwiniasz? - Grzywacz patrzył tym razem na niego z wyrzutem.
- On nie żyje – wskazał na martwego – Nie żyje przez ciebie i Josepha! To wy chcieliście tą kasę! Macie jeszcze na sumieniu Sarę, bo to ją oskarżyliście o kradzież!
- Zamknąć się – Lucius przerwał im rozmowę. Widział wylewające się łzy Rona. On jako jedyny wydawał się najbardziej rozsądny, ale Lucius nikomu nie ufał. To mogła być gra, bo tak bardzo ten chłopak chciał przeżyć. W szczególności, gdy jego przyjaciel leżał martwy z dziurą w czaszce.
- Wygrałeś – rzucił torbę na ziemię, po czym powoli wycofywał się.





🐾

Hejka. Pisze krótkie rozdziały - wiem. Ale za to będą pojawiały się często i dowiecie się, co stanie się z Sarą i jakie przyjdą konsekwencje za przywłaszczenie cudzych pieniędzy. I oczywiście kim jest nieznajomy facet, który upomniał się o swoje. Podkreślam, że opowiadanie piszę tak od siebie - będzie mi miło, jeśli będziecie czytać i komentować. Chwilowo nie mam czasu na czytanie innych blogów - wolny czas poświęcam na pisanie i publikowanie. Pracuję niemal cały dzień, więc jestem przemęczona wręcz. Pozdrawiam was wszystkich. Byee/

Dragon Blade / Wojna Imperiów / Cusack jako Lucius xD

2 komentarze:

  1. W końcu nadrobiłam zaległe rozdziały, bo ferie i narty. Faktycznie są krótkie, ale treściwe.
    Zaskoczyła mnie ta ilość pieniędzy. Jak kłócili się o to czy je brać czy nie to sama zastanawiałam się co zrobiłabym na ich miejscu. Po czym już nawet moje myśli zabłądziły i zaczęłam myśleć co bym za nie kupiła. MTERIALISTKA HAHAH
    Końcówka bardzo tajemnicza. Nieznajomy facet trochę niepokojący i ta ucieczka. Ciekawi mnie jak to się skończy dla biednej Sary.
    Życzę weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Sarah, kobieto, trzeba było powiedzieć, że owszem, Ty znalazłaś, ale reszta grupy szybko dotarła do Ciebie i to oni zajęli się kasą. Ty nie chciałaś kraść niczyjej własności.
    Sądzę, że krótkie rozdziały to taki Twój chwyt. (: Człowiek czyta je, bo przecież ,,takie krótkie”. W rezultacie przeczyta więcej, niż gdyby rozdział był dłuższy. Gdy rozdział jest dłuższy, czytelnik jest przekonany, że zajmie mu to dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis