Ręce
mi drżały, czułam jak serce przyspiesza nienaturalnie rytm. Nie
mogłam uwierzyć własnym oczom. Czarna torba upchana była
pieniędzmi, oszacowałam około dwóch milionów dolarów. A może
było ich jeszcze więcej. Nie potrafiłam zliczyć tej kwoty.
Natalia wąchała plik pieniędzy okazując zachwyt.
W
pierwszej chwili chciałam rzucić hasło, abyśmy ukryły znalezisko
i zachowały ową tajemnicę, którą mogłybyśmy się podzielić.
Jednak rozsądek wziął górę, pomimo tej szaleńczej kwoty jaka
biła nam po oczach.
-
A jeśli to pieniądze policji? Albo mafii? - zapytałam. W każdej
chwili mógł ktoś tu się zjawić i przy okazji „ukarać nas”
za tykanie czyjejś własności.
-
I niby dlaczego miałyby tu leżeć, gdyby należały do nich? -
zapytała mnie po chwili wstając – Zabieramy łup, podzielimy się
i po krzyku – wzruszyła ramionami – Boże kochany... jestem
bogata … kupię lepszy wóz, chałupę, może wyjadę gdzieś na
wakacje …
-
No nie wiem, czy to dobry pomysł. A jeśli ktoś je celowo tu
zostawił? - zapytałam.
-
Pff, niby po co? W samym środku lasu? Wątpię – rzekła –
Sarah, nie nakręcaj się. Nie udawaj , że nie chcesz tych
pieniędzy. Pewnie odświeżyłabyś szafę, a może i kupiła
apartament.
-
Tak, chciałabym mieć dużo kasy, ale coś czuję, że te pieniądze
mają już swojego właściciela. Może za chwilę policja tu
przyjedzie i wszystko się wyjaśni, a marzenia o bogactwie pozostaną
marzeniem – z torby wyjęłam niewielki plik pieniędzy i ukryłam
pod stanikiem – Weź trochę … jeżeli do końca naszego pobytu
nikt nie zjawi się po zgubę, wtedy bierz całość.
-
No jasne – posłała uśmiech mając ochotę upchać kieszenie
spódniczki dolarami.
-
Mamy was! - usłyszeliśmy Rona i Jose, którzy swoją nagłą
obecnością przestraszyli nas.
-
Cicho, głupki – skomentowała Natalia nie krępując się przy
chłopakach. Nadal upychała pieniądze w kieszenie.
-
O rzesz kurwa – przeklął Jose – Skąd macie tą forsę? -
zbliżył się do torby turystycznej mając chęć zagłębić w nią
swe ręce.
-
Leżała tu – Natalia nawet nie drgnęła, by zabrać znalezisko.
Skupiała się na uzupełnieniu kieszeni jak i stanika. Ja stałam
całkiem obok obserwując młodych facetów. Obaj podnieśli torbę i
zaapelowali, że zaopiekują się forsą. Nie mogłam się wtrącić.
Może i lepiej. Gdyby policja wpadła, to oni musieliby się
tłumaczyć. Zresztą, nie widzieli, że upchałam w stanik kasę.
-
Tylko nie kantować – Natalia zwróciła im uwagę – To my
znalazłyśmy forsę i mamy do niej pierwszeństwo.
-
Jasne – odrzekli oddalając się w kierunku namiotów. Widziałam
ich zadowolenie i usłyszałam już jakie zamierzali zrobić zakupy.
-
No nie wiem, czy powinni byli wziąć tą kasę – odezwałam się
do blondynki, gdy ta uporała się z ukryciem tego, co wyjęła z
torby.
-
Oj, Sarah! Przestań! - machnęła ręką.
*
Sobota.
Nad
ranem obudziły mnie czyjeś rozmowy. Spojrzałam na śpiącą
Natalię, która nawet nie drgnęła. Wiedziałam, że łykała
tabletki nasenne i nic nie było w stanie ją obudzić, aż zapewne
do dziewiątej. Wygramoliłam się spod koca ubrana we wczorajsze
ciuchy. Chwyciłam torebkę z rzeczami, aby móc zrobić poranny
makijaż. Gdy tylko wyszłam z namiotu, spojrzałam w stronę rzeki.
Zobaczyłam Jose i Josepha, którzy ostro gawędzili z wysokim
facetem odzianym na czarno. Nieznajomy miał założoną czarną
bandamkę; jego spodnie były częściowo ubrudzone, a czarna koszula
poplamiona nie wiadomo czym.
Miałam
zamiar pójść gdzieś w bok, gdy nagle usłyszałam jak Jose
donośnym głosem informuje nieznajomego o mnie.
-
Ona znalazła! - wskazał ręką na mnie. Stanęłam jak wryta nie
mając pojęcia o co chodzi. Joseph jak i Jose obserwowali mnie, a
nieznajomy coraz szybciej podchodził w moim kierunku.
Cofnęłam
się, ale nie potrafiłam uciec. Facet wyglądał na zdenerwowanego.
-
Gadaj, gdzie ukryłaś moją forsę! - krzyknął na mnie, gdy tylko
się zatrzymał tuz przede mną.
-
Jaką kasę? - zapytałam zdezorientowana. Spoglądał na mnie
brązowymi oczami pełnymi złością.
-
Przeszukaj ją … głupia znalazła tą torbę, ukryła ją gdzieś.
Nie chciała nic nam powiedzieć – Jose wtrącił się w rozmowę.
Widziałam zaskoczenie Josepha, który jak się okazało był po
stronie kolegi.
-
Sarah, oddaj mu kasę jak ci życie miłe – partner Sophie próbował
grać bezstronnego, ale wiedziałam, że miał pojęcie o
pieniądzach. Słyszałam, jak mieli w planach podzielenie się forsą
między sobą. Oczywiście beze mnie.
-
Nie mam tej kasy – w moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam
się i zaczęłam biec przed siebie. Słyszałam jak nieznajomy
ruszył za mną w pościg. Bałam się, że to koniec.
Nie
potrafiłam go zgubić; obawiałam się, że sama się zgubię i nie
będę w stanie odnaleźć właściwej drogi powrotnej. W tej chwili
jednak nie mogłam myśleć o tym. Musiałam ukryć się przed
nieznajomym.
Gęsty
las miał nie mieć końca. Nie trafiłam na żadną ścieżkę, ani
ewentualną skrytkę, gdzie mogłabym się ukryć. Dyszałam ze
zmęczenia odczuwając szczypanie nóg, gdyż gałązki krzaków
obcierały moją skórę.
Odwróciłam
się na moment, by oszacować jak daleko jestem od natręta. Okazało
się, że był całkiem blisko, co mnie zaniepokoiło. Dziwić się
mogłam, że jeszcze nie użył broni, którą trzymał w ręku.
Pomimo
gęstwin nie potrafiłam go zgubić; na domiar złego odczułam
bardzo szybkie zmęczenie ucieczką. Nigdy nie byłam dobra w
bieganiu i teraz również.
Zauważyłam
stojący radiowóz, byłam w nadziei, że spotkam policjanta, który
mi pomoże. Zaczęłam wołać o pomoc.
-
Zamknij się – usłyszałam nieznajomego, który na moje
nieszczęście nie tracił energii podczas biegania.
Gdy
dobiegłam do samochodu, okazało się, że boczna szyba była
umazana krwią. Momentalnie nogi ugięły się w kolanach, gdy tuż
obok radiowozu leżało ciało funkcjonariusza. Dostał kulkę w
głowę i już mogłam się domyśleć od kogo.
Nie
zdążyłam zareagować, a facet chwycił mnie od tyłu i szarpnął
za włosy. To wszystko trwało sekundy. Moje wydzieranie się nic nie
zdziałało, gdyż nadal byłam w niebezpieczeństwie. Poczułam
silne uderzenie o drzwi samochodu. Ból rozprzestrzenił się nie
tylko po czole, ale i miałam wrażenie, że całym ciele. Nie
potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa. Przed oczami zrobiło mi
się ciemno. Traciłam kontrolę nad tym, co się właściwie działo.
Towarzyszył mi posmak metalu. I nagła ciemność.
*
Ocknęłam
się siedząc na przednim siedzeniu w aucie. Moje ręce były skute
kajdankami, a czoło strasznie bolało. Doszło do mnie, że
jechaliśmy. Spojrzałam w lewą stronę, moim oczom ukazał się ten
sam facet, który mnie gonił. Kierował pojazdem, wyglądał na
skupionego. Jechaliśmy przez las. Nie miałam pojęcia co mnie
czekało. Jednak to się nie odzywałam. Nie miałam szans na
ucieczkę. Drzwi od wewnątrz nie posiadały klamki, która została
tak po prostu usunięta.
-
Sukinsyn – wymsknęło mi się, gdy ból głowy dał o sobie znać
coraz mocniej. Łzy napływały do mych oczu.
-
Mam na imię Lucius .. nie sukinsyn – odezwał się poważnym
głosem – Jeśli raz jeszcze przeklniesz w mojej obecności, to
poczujesz mój gniew na własnej skórze.
-
Czego ode mnie chcesz? - zapytałam nie patrząc na niego. Ze
spuszczoną głową siedziałam odczuwając ból czoła, jak i
założone kajdanki.
-
Jeszcze się pytasz – prychnął jakby usłyszał żart –
Pogadamy na miejscu …
Nie
miałam pojęcia, co w głębinach lasu robiła stara niewielka
stodoła. Zdawało się, że kiedyś ktoś prowadził tu
gospodarstwo, lub nielegalny interes. Nie zastanawiałam się nad tym
za długo, gdyż musiałam się skupić, jak uciec łajdakowi, który
zgotował mi piekło. Zaparkował policyjny wóz na tyły, po czym
wysiadł. Chciałam przesiąść się na miejsce kierowcy, ale
zauważyłam, że kluczyki zniknęły. Mój refleks był zbyt
powolny, to przez uderzenie w głowę. Także nie miałam pojęcia,
czy potrafiłabym kierować.
Lucius
otworzył drzwi i chwycił za ramię, aby mnie wyszarpać z auta.
Przez pewną chwilę próbowałam mu się wyswobodzić, ale on pchnął
mnie na ziemię, więc się przewróciłam.
-
Lepiej mnie nie wnerwiaj! - zagroził. Z kajdankami było mi ciężko
o samoobronę.
Otworzył
tylne drzwi i wtedy mogłam ujrzeć swoją torebkę, którą rzucił
w moją stronę. Podniosłam ją i sama wstałam. Moim oczom ukazało
się ciało policjanta, które jak się okazało leżało na tylnych
siedzeniach. Lucius spojrzał na mnie posyłając szyderczy uśmiech.
Zostawił trupa na siedzeniach i podszedł do mnie uprzednio
pokazując, że ma przy sobie broń. Nie mogłam swobodnie iść.
Kręciło mi się w głowie, a porywacz niezbyt delikatnie trzymał
mnie za ramię i prowadził do środka stodoły.
Pchnął
mnie, gdzieś z tyłu, w kąt pomieszczenia, które było do połowy
uzupełnione sianem. Opadłam niemal bez sił. Zakasłałam
odczuwając pył unoszący się z siana. Trochę zaczęło mnie
drapać w gardle. Lucius wydarł z moich rąk torebkę i otworzył
ją. Wysypał z niej całą zawartość w poszukiwaniu czegoś. Jego
spojrzenie skierowało się na mnie.
-
Gdzie moje pieniądze? - zapytał.
-
Jakie? - byłam zaskoczona.
-
Nie pieprz. Lepiej gadaj, gdzie ukryłaś moje pieniądze, bo tego
pożałujesz – zagroził.
-
Ale ja naprawdę ich nie mam – łzy popłynęły z mych oczu. Nie
rozumiałam, dlaczego tak po prostu się na mnie uwziął. Nie
mogłabym schować takiej kwoty w torebce, a tym bardziej w kieszeni.
Nie rozumiałam, dlaczego uwierzył im, a nie mnie.
-
Twoi koledzy wspominali, że mam cię przeszukać … skoro nie
chcesz po dobroci odpowiedzieć na moje pytanie, będę bardziej
bezwzględny – odpowiedział zbliżając się do mnie. Zaczęłam
krzyczeć, aby zostawił mnie w spokoju, ale on tak nagle mnie
spoliczkował, przez co skuliłam się ogarniając płaczem.
Szczypanie nieco pulsowało, ale to było nic, w porównaniu z tym co
zaczął mi robić.
Ściągnął
ze mnie ubrania pozostawiając na samej bieliźnie. Wtedy
przypomniałam sobie, że upychałam stanik pieniędzmi. Byłam
skończona. Lucius chwycił mnie za włosy, musiałam spojrzeć mu w
oczy.
-
Na pewno nie masz tam nic mojego? Mam sprawdzić zakamarki twojego
ciała? - zapytał na co wpadłam w panikę.
-
Nic złego nie zrobiłam – łkałam. On nie słuchał tego, że się
bałam. Wsunął rękę pod stanik, gdy obrócił mnie tyłem do
siebie. Jego ciepła dłoń otuliła moją pierś, gdy tylko wydobyła
mały plik pieniędzy.
-
Nadal twierdzisz, że nie wiesz, gdzie moja forsa? - zapytał.
Lucius
odłożył plik pieniędzy gdzieś na bok patrząc na mnie z gniewem
w oczach. Czułam się dziwacznie. Nie to, że bolało mnie czoło,
to jeszcze towarzyszyło mi szczypanie policzka po uderzeniu. Również
poczułam się jak obdarta z godności, gdyż siedziałam na sianie w
samej bieliźnie. Facet ponownie zasiadł za mną i odgarnął moje
włosy na bok. Wtedy zaczął mi szeptać do ucha.
-
Wzięłaś, co należało do mnie … więc ja wezmę ciebie – na
co zadrżałam – Jesteś całkiem ładna … zabiorę cię, tak jak
ty moje pieniądze.
-
Zostaw mnie! Jesteś silniejszy, nie powinieneś wyżywać się na
słabszych, a szczególnie na kobiecie! - próbowałam do niego
przemówić.
-
Przywłaszczyłaś moje pieniądze – warknął – Wiem, że je
gdzieś ukryłaś. Nie okłamiesz mnie. Gdybyś tego nie zrobiła,
nie posiadałabyś pliku pieniędzy przy sobie.
-
A nie przyszło ci do głowy, że to oni mogli wziąć te pieniądze?
- zapytałam obawiając się o swoje życie.
-
Przestań pieprzyć! Albo mi powiesz, gdzie je ukryłaś, albo
potraktuję cię jak zwykłą rzecz! - zagroził.
*
Lucius
dopalał papierosa siedząc przed stodołą. Był wściekły, ale i
również nie bardzo wiedział, co dalej robić. W szopie pozostawił
nagą dziewczynę, która była spięta kajdankami. Okrył ją
jedynie kocem, który leżał w jego terenówce. Teraz spała. Środek
usypiający zadziałał, a on mógł realizować kolejne próby
odzyskania swoich pieniędzy.
Wiedząc,
że nikt tak szybko nie odnajdzie jego kryjówki, wszedł ponownie do
szopy, aby wyprowadzić terenówkę. Zapamiętał drogę, więc
wiedział gdzie jechać.
Grupka
młodych ludzi pakowała swoje namioty do plecaków, dość nerwowo.
Natalia jako jedyna była zła na wszystkich, że nie pomogli Sarze.
Joseph nie krył, że wydał dziewczynę nieznajomemu, aby sam mógł
zachować pieniądze.
-
Co się z wami dzieje? Do cholery jasnej! Możecie jej nie lubić,
ale to też istota żyjąca. Dobrze wiecie, że to nie ona zabrała
pieniądze, a wy tak po prostu ją wepchnęliście w pułapkę!
Wstydzę się za was! - Natalia była zdenerwowana. Nigdy wcześniej
tak się nie zawiodła na swoich znajomych, jak teraz.
-
Ty taka kryształowa też nie jesteś – wtrąciła się Sophie –
Zabrałaś trochę kasy w kieszenie.
-
Ale nie całą torbę! I nikogo nie posyłałam psychopacie!
Mogliście mu oddać kasę, albo udawać, że o niczym nie wiecie –
Clyde miała chęć ich sprać za to, co zrobili Sarze.
-
Weź się już przymknij – podszedł do niej Joseph – Zasłużyła.
Nikt z naszej paczki jej nie lubi. A ty się uparłaś, aby ta oferma
jechała z nami.
-
Właśnie! I nie zna się na muzyce i głupio gada – wtrącił się
Roy. Grzywacz stał tuż obok Rona, który przybił mu piątkę.
-
Mnie zwisało czy ona tu była czy nie – odrzekł Jose. Jako jedyny
był bezstronny i nie wtrącał się w rozmowę.
-
A pieprzę was! - Natalia wzięła swoje rzeczy – Sama ją
poszukam, bo wy raczej mi nie pomożecie – udała się w głąb
lasu.
-
Wariatka … woli pomóc tej całej Sarze, niż zabrać kasę –
pokręciła głową Sophie. Powrócili do pakowania swoich rzeczy,
gdy nagle usłyszeli samochód. Terenówka zatrzymała się
niedaleko, a z niej wysiadł Lucius ze strzelbą. Facet popatrzył na
nich bez okazywania jakichkolwiek emocji.
-
Nadal twierdzicie, że wasza znajoma zabrała pieniądze? - zapytał
patrząc na nich zimnym wzrokiem. Podszedł kilka kroków i zatrzymał
się mając wszystkich w zasięgu swojego wzroku. Gdyby ktoś chciał
uciec, nie zawahałby się i użył broni.
-
A kto inny? - odparł Joseph pokazując, że się go nie boi. Stanął
jako jedyny nieco bliżej. Zza jego pleców wyłaniała się Sophie
obserwując nieznajomego.
-
Poważnie? Już się zbieracie do domów? Widziałem jak wczoraj się
tu rozkładaliście. Czy to nie podejrzane? - zapytał.
-
Ta wariatka ma twoje pieniądze! - Sophie krzyknęła na Luciusa, na
co facet się zdenerwował. Nienawidził, gdy ktoś podnosił na
niego głos, a w szczególności kobieta.
-
Ta wariatka była waszą znajomą, suko – odpowiedział jej –
Świetny plan ułożyliście … a już prawie dałem się nabrać.
Prawie, bo biedna Sarah cały czas walczyła o swoją niewinność.
Nawet nie macie pojęcia jak jej niewinność ładnie pachniała.
Wciąż czuję jej zapach.
-
Gnój – wycedziła czarnowłosa – Co nas interesuje Sarah?
Zabrała kasę i tyle.
-
Niewychowana zdzira – odpowiedział jej – Poważnie, zabrała? A
może to jednak wy?
-
Zostaw ją – Joseph wszedł w jej obronę – Sophie nie ma nic
wspólnego z tym.
-
Ta cała Sarah jest więcej warta, niż ta mała dziwka, za którą
byś w ogień skoczył – Lucius był bezwzględny – Powieszę ją
na drzewie – wskazał na Sophie.
-
Psychol – Sophie się przestraszyła, ukrywając za swojego
chłopaka.
-
Oddajcie moją forsę, a obiecuję, że przeżyjecie – odezwał
się.
-
Ona ją ma – Joseph próbował oszukać faceta, byleby zachować
znaczną część pieniędzy i żyć po bogatemu.
-
Nie sądzę … Nie po tym jak ją przeszukałem. Dziewczyna ma dość,
a gdyby faktycznie miała to, co moje, oddałaby – Lucius zwrócił
się do niego – Masz minutę. Oddajesz moją torbę z pieniędzmi,
albo powieszę tę sukę na drzewie.
-
Nie pozwolę na to – mruknął.
-
Nie będę się wdawał z tobą w rozmowę – podniósł strzelbę
mając go na celowniku.
-
Ja się z tego wypisuję – Roy powoli wycofywał się, po czym
odwrócił i zaczął uciekać w stronę krzaków. Lucius wymierzył
bronią w stronę uciekiniera i wystrzelił. Rozległ się krzyk
Sophie, jak i samego Roya. Kula trafiła w drzewo, a zdezorientowany
chłopak przewrócił się ze strachu i przeczołgał gdzieś dalej.
-
Później się tobą zajmę – wykrzyczał do niego, po czym
wymierzył w nogę Josepha. Nie czekał na odpowiedź, a nacisnął
za spust. Rozległ się huk, a młody facet przewrócił się na
ziemię i chwytając za postrzelone kolano wydzierał się w głos.
Przy nim klęknęła Sophie, która próbowała pomóc, lecz nie
wiedziała jak się za to zabrać.
-
Ty psycholu! - wydzierała się.
-
Gadaj, suko, gdzie twój facet ukrył moje pieniądze, a wiem, że to
on mi je zabrał – Lucius dał jej jedyną szansę, aby mogła
przeżyć, lecz dziewczyna nie współpracowała. Ron i Jose powoli
odsuwali się, by skorzystać jak Roy i uciec. Lucius podszedł do
zapłakanej brunetki, która klęczała przy blondynie z dredami.
-
Nie wiem o niczym – odpowiedziała nie wiedząc, że pisze się na
pewną śmierć.
-
Zostaw ją w spokoju – wycedził Joseph cierpiąc z bólu kolana.
-
Sama wybrała – odrzekł Cusack i za pomocą strzelby uderzył
blondyna w głowę. Nieprzytomny nie mógł nic zdziałać, więc
Sophie poczuła się w prawdziwym niebezpieczeństwie.
-
Zostaw mnie … ja tej kasy nie mam. Tamta zdzira ją zabrała –
wymamrotała trzęsąc się.
-
Poczujesz się tak jak ona … tyle, że ty akurat nie przeżyjesz –
powiedział bez emocji, po czym uderzył dziewczynę, aby mu nie
uciekła. Sophie opadła obok nieprzytomnego chłopaka nie mając
sił, aby wstać o własnych nogach. Lucius na chwilę podszedł do
terenówki, aby wyjąć wcześniej przygotowany sznur. Wymyślił dla
nich śmierć i pragnął spełnić swoje plany. Był gotów zabić,
byleby odzyskać, co swoje. Ron i Jose uciekli korzystając z chwili
nieuwagi Luciusa. Jednak nie mieli pojęcia, że facet dobrze znał
ten teren.
Wróciwszy
ze sznurem zauważył brunetkę, która czołgała się w stronę
krzaków. Jedną nogą stanął na jej dolną część pleców, po
czym niemocno ugniatał dodając jej ból. Sophie wydzierała się;
wołała o pomoc, ale widziała uciekających przyjaciół, którzy
nie chcieli jej pomóc, ani jej chłopakowi. Trzydziestoletni Joseph
wykrwawiał się, ale bardzo powoli. Lucius przygotował specjalnie
dla niego spektakl. Zabawa miała się dopiero zacząć.
*
Otworzyłam
powieki, obraz trochę się zamazywał. Przez chwilę miałam
wrażenie, że jestem u siebie w pokoju, lecz ta chwilowa pewność
znikła, gdy ból ciała dał się we znaki. Leżałam na sianie
okryta kocem. Moje ręce były skute kajdankami. Nie mogłam więc
wstać, a jedynie skulić się w kłębek i czekać na powrót
Luciusa. Wiedziałam, że gdzieś pojechał. Prawdopodobnie mi
uwierzył i postanowił ich dorwać. A jeżeli już dawno mu uciekli?
Wtedy on tu wróci i mnie zabije.
Oprócz
zapachu siana, czułam również i jego zapach. Moje ciało nadal
było spocone, brudne. On nie dał mi chwili, abym mogła się
doprowadzić do ładu. Może i faktycznie miał w planach mnie zabić,
skoro nie marnował czasu, aby zaprowadzić mnie nad rzekę i
pozwolić obmyć ciało. Albo mógł przynieść kubeł wody i
pozwolić mi się odświeżyć. Lucius wydawał się nie mieć uczuć,
albo je skrywał głęboko w sobie. Wierzyłam, że da mi odejść,
albo szczęśliwie mu ucieknę.
Moje
nadgarstki były poobdzierane, a z ran sączyła się krew, choć nie
tak mocno. Nie skuł mnie zbyt ciasno, ale poprzez próbę uwolnienia
rąk, pokaleczyłam skórę.
Moje
samopoczucie nie było zbyt dobre. Ból czoła, jak i policzków
towarzyszyła. Już zapomniałam ile razy Lucius uderzył mnie z
otwartej ręki. Robił to raz po raz, aż się poddałam i mógł
mnie upodlić jeszcze mocniej.
Nadal
czułam dziwne uczucie w miejscu, do którego nie powinien mieć
wglądu. Brał mnie mocno, przez co pobolewałam. A w tej chwili coś
sączyło się; coś co mogło być spermą, albo krwią. Albo jednym
i drugim. Nie miałam sił na płacz. Choć byłam niespokojna,
czekałam na niego. Byleby odnalazł forsę, a wtedy mogłabym liczyć
na wolność – może nie tak dosłownie, ale szansa zawsze jakaś
była.
Leżąc
na wznak ze skrępowanymi rękami skupiałam się na tym jak uciec z
tego miejsca. Choć bardziej pragnęłam wejść pod prysznic, czy do
wanny i umyć się z tego całego brudu. Skuliłam się na bok w
kłębek niemal cała okryta kocem, który pachniał męskim potem.
Siano powodowało, że gdzieniegdzie swędziała mnie skóra.
Nie
musiałam krzyczeć, wołać o pomoc. Wiedziałam, że nikogo w
pobliżu nie było. A nawet, gdyby pojawił się ktoś ze znajomych
Natalii, to i tak by mi nie pomógł, a być może pogorszył jeszcze
bardziej.
Kilka
metrów dalej leżała torebka, a obok niej porozrzucane z niej
rzeczy. Telefon leżał zbyt daleko, abym mogła go sięgnąć.
Lucius specjalnie go nie zniszczył, abym miała męczyć się z
dosięganiem. Wiedział, że ewidentnie nie miałam szans, aby
cokolwiek chwycić.
Było
mi ciepło, ale nie ściągałam z siebie spoconego koca. Byłam
naga, nie chciałam już patrzeć, jak on wbija swe spojrzenie w moje
ciało. Wstydziłam się tego, co tu zaszło. Nie tylko wstydziłam,
a czułam się beznadziejnie. Pragnęłam zaszyć się gdziekolwiek,
byleby nikt już mnie nie skrzywdził.
*
Zdawało
się, że Lucius dobrze się bawił. Jednak jego mina nie zdradzała
go. Nadal był poważny i nawet mu ręka nie zadrżała, gdy
postrzelił drugie kolano Josephowi. Blondyn tak bardzo chciał pomóc
swojej dziewczynie, przez co stracił możliwość wstania o własnych
siłach. Zalała go fala bólu w obu dziurawych kolanach, w których
utknęły naboje. Lucius patrzył na niego dość zimnym spojrzeniem.
-
Mówiłem, byś mi oddał, co moje – powiedział. Trzydziestoletni
facet nie miał sił, by cokolwiek powiedzieć. Leżał ma trawie
patrząc jak nieznajomy zakłada pętle na szyi Sophie. Dziewczyna
trzepotała się, ale miała na tyle sił, aby ubliżać mu i skopać
go. Brunet jednym, mocnym uderzeniem powalił ją na ziemię. Nic nie
mówiąc, przerzucił sznur na solidnej gałęzi drzewa, po czym
zaczął ciągnąć w swoją stronę. Joseph widział, jak jego
ukochana pod naciskiem wstaje z zakrwawioną twarzą. Pętla coraz
mocniej zaciskała się na jej szyi. Blondyn załkał patrząc jak
umierała powoli. Lucius nie słuchał próśb, wykonywał swoje
zadanie jakie sobie postawił. Brunetka stała już pionowo, ledwo o
własnych siłach. Pętla zacisnęła się na tyle mocno, że zaczęła
prychać. Krztusiła się bardzo powoli. Łapczywie wdychała
powietrze. Rękoma próbowała rozluźnić ucisk, lecz nic to nie
pomogło. Ze łzami w oczach patrzyła na Josepha; nie miała sił,
by cokolwiek już wymówić. Jej ukochany nie mógł pomóc, jedynie
się przeczołgał bardzo powoli niemal pod jej stopy. Sophie
szarpała się, ale to pogarszało jej sytuację. Stanowczym ruchem
Lucius dokończył jej cierpienie. Sznur tak mocno się zacisnął,
że dziewczyna zastygła z rozchylonymi ustami, z których sączyła
się ślina. Jej puste spojrzenie skierowane było gdzieś w bok.
Joseph zaszlochał nie dowierzając. Spojrzał na Luciusa, ale nic
nie powiedział. On puścił końcówkę sznura, a ciało dziewczyny
opadło na ziemię tuż obok blondyna.
-
Sophie … obudź się – mamrotał do niej. Zdjął z niej
zaciśnięta pętlę, choć miał z tym niemały problem –
Zobaczysz … wrócimy do domu, wszystko będzie dobrze – szeptał
do niej. Trząsł się zaciskając ją w swoich ramionach. Cusack
domyślił się, że chłopak przeżył szok patrząc na egzekucję.
Nie mógł go pozostawić przy życiu. Podniósł strzelbę i
nakierował ją na czoło faceta.
-
I gdzie wasi przyjaciele, co? Żal mi was wszystkich – nacisnął
za spust.
*
Natalia
długo uciekała. Zdawało jej się, że słyszała wystrzał. Tak
bardzo chciała odnaleźć Sarę, ale niestety bez skutku. Natknęła
się na Roya, który siedząc na drzewie zawołał ją gwiżdżąc.
Blondynka popatrzała w górę widząc grzywacza, który miał
poobdzierane spodnie. Z jego kolana sączyła się krew.
Długo
jej zeszło nakłanianie go, zanim chłopak zszedł ze swojej
kryjówki. Roztrzęsiony zaczął opowiadać o nieznajomym, który
groził strzelbą, a w niego strzelił. Oboje postanowili udać się
gdziekolwiek, byleby jak najdalej od psychopaty. Natalia jako jedyna
nie widziała Luciusa, lecz Roy opowiedział jej jak on wygląda.
-
Może powinniśmy pomóc Josephowi i Sophie? Ron z Jose uciekali za
mną, ale nie wiem, czy ich nie dorwał – lamentował.
-
Szczerze? Zgotowali Sarze piekło … nie wiadomo, czy ona żyje. I
mam im pomóc? Rób jak uważasz, ale nie radzę ci tam wracać –
powiedziała – Poszukajmy pomocy. Znasz tą drogę lepiej, niż ja.
Wyjdźmy na główną ścieżkę. Powinni kręcić się turyści.
-
Nie jestem w stanie się skupić, ale … chyba wiem którędy iść
– odrzekł. – Jose mi kiedyś tłumaczył.
Dwa
trupy leżały na niezbyt gęstej trawie. Ułożone twarzami do
siebie wyglądały jakby były do siebie przytulone. Lucius nie
poczuł żalu, smutku, a jedynie gniew. Nadal nie wiedział, gdzie
dokładnie zostały ukryte jego pieniądze. Nie czuł potrzeby
zabijania, ale musiał to zrobić bez skrupułów. Gdyby pozostawił
przy życiu Josepha, ten mógłby pokrzyżować jego plany w
jakikolwiek sposób. Cusack domyślał się, że facet mógłby mścić
się za śmierć Sophie. Teraz nie musiał się martwić. Miał dwie
osoby z głowy; one mu już nie zagrażały. Wątpił, że wrócą do
świata żywych jako zombie. Jednak miał pojęcie, że musiał
odnaleźć pozostałych i ich również zabić. Tym razem nie mógł
ich pozostawić przy życiu; nie po tym jak w pewnym sensie byli
świadkami zbrodni. Nawet, gdy oddadzą mu własność i tak
dosięgnie ich śmierć. Lucius nie czuł się winny. Nienawidził
gdy ktoś zabierał mu cokolwiek, co do niego należało. Nikt nie
miał pojęcia ile te pieniądze dla niego znaczyły i co musiał
przeżyć. Spojrzał na twarz Sophie. Jej oczy zrobiły się mętne,
a spojrzenie tak puste. Natomiast Joseph miał dziurę w czole. Krew
trysnęła częściowo na dziewczynę, a częściowo wypłynęła na
twarz blondyna.
Cusack
przejrzał rzeczy, ale nigdzie nie mógł znaleźć pieniędzy. Dwa
pliki leżały zakryte liśćmi, całkiem obok plecaka należącego
do Roya. Facet domyślił się, że oni musieli gdzieś ukryć jego
własność. Postanowił zapolować na resztę żyjących znajomych.
*
Roy
był stargany emocjonalnie. Prowadził Natalię przez gęstwiny lasu,
zdawało się, że sam nie widział gdzie idzie. Ich punktem zwrotnym
okazało się to miejsce, gdzie wcześniej rozbili namioty. Widok
jaki pozostawił po sobie Lucius, przeraził dwójkę znajomych
jeszcze mocniej. Widząc martwych Sophie i Josepha zrozumieli, że
mają do czynienia z psychopatą.
-
Mówiłam, żeby oddać tą kasę! - krzyknęła Natalie. Ze stanika
wyjęła plik pieniędzy, który rzuciła niedaleko leżącym trupom.
Klęknęła na chwilę, aby odpocząć. Widok zamordowanych wpłynął
na nią emocjonalnie. Roy chwycił pieniądze i schował do swych
kieszeni.
-
Za bardzo skakali do niego – wydukał cofając się – Idziesz?
-
Nie wierzę, że oni nie żyją – popłakała się. Grzywacz pomógł
jej wstać.
-
Wiem, gdzie ukryli kasę .. skoro już tu jesteśmy, bliżej będzie
do kryjówki – zaapelował.
-
Nie bierzemy żadnej kasy, bo będzie czekał nas taki sam los, co
Sophie i Josepha – wskazała na nieżyjących.
-
Nie bądź głupia. On poszedł szukać nas, nie wróci tu. Pójdziemy
możliwymi skrótami. Podzielimy się kasą i będziemy siedzieć
cicho – przekonywał ją.
-
Sorry, ale ja wolę żyć – odsunęła się od niego.
-
Jak wolisz … ja idę po kasę .. a ty … rób, co uważasz –
westchnął. Natalia nie miała chęci prosić go, aby zmienił
zdanie. Postanowiła poszukać wyjścia z lasu. Wiedziała, że
musiała szukać pomocy, aby odnaleźć Sarę. Sama nie poradziłaby
sobie w tak wielkim lesie.
*
Lucius
objeżdżał po leśnych dróżkach w poszukiwaniu jakichkolwiek
śladów. Wiedział, że prędzej, czy później napotka kogoś z
ocalałych. Miał pewność, że oni sami szukali dróg, które
mogłyby prowadzić do wyjścia z lasu. Domyślał się, że będą
chcieli uciec z jego pieniędzmi, a nie mógł do tego dopuścić.
Był
niczym śmierć z kosą. Miał na swoim koncie trzy morderstwa, które
popełnił w tym lesie. Nie zamierzał poprzestać; nie po tym jak
bezczelnie okradziono go i kłamano w żywe oczy.
Cusack
miał swoje zasady, był powściągliwy, bezwzględny. Sam wymierzał
sprawiedliwość. Można było stwierdzić, że nie posiadał
sumienia, ani uczuć, ale czy tak naprawdę było? Nie poczuwał winy
do tego, że zamordował trzydziestoletniego blondyna i jego
dziewczynę. Nie okazał krzty litości, gdy rozwalił łeb
funkcjonariuszowi. A teraz nie zawaha się, aby dorwać resztę
uciekinierów.
Podjechał
w stronę stodoły, gdzie pozostawił uwiązaną Sarę. Ukrył
terenówkę nawet nie zaglądając, czy dziewczyna żyła, czy może
i nie. Wrócił do lasu, mając przy sobie broń oraz strzelbę. Tak
bardzo chciał odzyskać swoją zgubę, że nie martwił się tym, że
ktoś mógłby wejść do stodoły i pozwolić uciec
dwudziestosiedmioletniej kobiecie.
Lucius
nie dopuściłby do tego, ale i miał świadomość, że ktoś mógłby
tam zajrzeć. Pozostawił więc pułapkę, składającą się ze
starych wideł do przerzucania siana. Znał się na robieniu pułapek,
gdyż kiedyś los zmusił go do tego. Było ryzyko, że sama Sarah
się nadzieje na zardzewiałe zęby wideł, gdyby jako pierwsza
opuszczała stodołę. Lucius jednak był pewny, że sama się nie
uwolni od kajdanek, a ten kto będzie próbował przejść przez
próg, czeka go niemiła niespodzianka.
Biegł
między drzewami, co jakiś czas zaglądał do papierowej mapy.
Wiedział więc, która dróżka gdzie prowadziła.
W
momencie usłyszał czyjeś rozmowy. Zatrzymał się i zaczął
rozglądać dookoła. Za krajobraz miał jedynie las. Poprzez gęste
krzaki miał słabą widoczność. Musiał więc z ogromną
ostrożnością zbliżać się do źródła odgłosów.
Przykucnął
pod jednym, ogromnym kamieniem, który był obłożony mchem.
Nieopodal dalej rozmowy prowadziło trzech chłopaków. Lucius od
razu ich poznał. Siedzieli całkiem blisko siebie omawiając plan
ucieczki.
-
Nie mamy zasięgu w telefonach – zaapelował Jose – Za każdym
razem, gdy tu przyjeżdżaliśmy, komórki stawały się bezużyteczne
– ukrył telefon do swojej kieszeni.
-
Nie mogę nadal w to uwierzyć, że Joseph i Sophie nie żyją –
odezwał się Ron przeglądając coś w telefonie – Nie ma zasięgu,
nawet w neta nie wejdę … musimy odnaleźć drogę, może tam
złapiemy zasięg i wezwiemy pomoc. Może podzielimy się kasą
teraz? - zaproponował. Grzywacz spojrzał na niego dość poważnie.
-
I niby gdzie tą kasę ukryjesz? Nie masz przy sobie choćby
reklamówki, a forsy nie upchasz do kieszeni, bo za dużo jej jest –
wytłumaczył Roy. Wtedy Lucius przygotował strzelbę, wiedział, że
będą uciekać na różne strony. Musiał strzelać w tego, który
posiadał jego własność. Kolejną ofiara miał być grzywacz.
-
Nie chcę, aby ten psychol znalazł mnie z jego kasą … chyba wolę
żyć – Jose wstał i spojrzał na Rona – Bracie, chyba zgadzasz
się ze mną?
-
Wybacz, ale sam wiesz, że kiepsko zarabiam. Ta kasa pomoże mi się
trochę wybić – odpowiedział mu.
-
No, nie wierzę – westchnął kręcąc głową, gdy nagle przed ich
oczami ukazał się Lucius ze strzelbą w ręce.
-
Mam was – powiedział dość poważnie, po czym skierował
spojrzenie na Roya – Oddaj, co moje.
-
Ja to znalazłem – rzekł niepewnie odsuwając się.
-
A nie mówiłem, ze to się źle skończy? - wtrącił się Jose,
który nagle się odwrócił i zaczął biec przed siebie.
Padł
strzał. Jeden wystarczył, by chłopak upadł na gęstwinę trawy. Z
jego głowy sączyła się krew, a ciało drętwo leżało pomiędzy
krzakami. Śmierć nastąpiła tak szybko, że ofiara nie miała
szans, aby poczuć ją na własnej skórze. Nabój przebił jego
czaszkę, pozostawiając otwór, z którego leciała szkarłatna
ciecz. Ron ruszył w stronę przyjaciela z ogromnym płaczem. Lucius
zaśmiał się ironicznie.
-
Mam się powtarzać? - zapytał Roya, który trzepotał się ze
strachu trzymając w żelaznym ścisku torbę z pieniędzmi.
-
N-n-nie zabijaj mnie – wydukał z siebie.
-
Odłóż torbę … a dam ci pięć minut na ucieczkę. W innym
przypadku zginiesz – odpowiedział – Ciesz się, ze daję ci
szansę przeżycia.
-
Miałem żyć lepiej – odezwał się nie spuszczając go z pola
widzenia.
-
Tak jak twoi martwi przyjaciele? Chciwość ich zabiła. A
niejednokrotnie prosiłem, aby oddali to, co moje – powiedział –
To jak? Chcesz zginąć od razu, czy skorzystasz z pięciu minut na
ucieczkę? Las jest duży. Możesz się ukryć gdziekolwiek.
-
Psychol – wydarł się na niego Ron – Jose był niewinny. On
nawet nie chciał tej kasy. - doszło do niego, że tylko Jose
wyprowadziłby ich z lasu.
-
Lepiej przekonaj swojego kolegę, aby oddał to, co moje. Wtedy oboje
będziecie mogli uciec – zapewniał. Ron z mokrymi od łez oczami
spojrzał na chciwego Roya.
-
Oddaj mu tę pieprzoną torbę! - wydarł się – Przez ciebie Jose
nie żyje!
-
Ty mnie obwiniasz? - Grzywacz patrzył tym razem na niego z wyrzutem.
-
On nie żyje – wskazał na martwego – Nie żyje przez ciebie i
Josepha! To wy chcieliście tą kasę! Macie jeszcze na sumieniu
Sarę, bo to ją oskarżyliście o kradzież!
-
Zamknąć się – Lucius przerwał im rozmowę. Widział wylewające
się łzy Rona. On jako jedyny wydawał się najbardziej rozsądny,
ale Lucius nikomu nie ufał. To mogła być gra, bo tak bardzo ten
chłopak chciał przeżyć. W szczególności, gdy jego przyjaciel
leżał martwy z dziurą w czaszce.
-
Wygrałeś – rzucił torbę na ziemię, po czym powoli wycofywał
się.
🐾
Hejka. Pisze krótkie rozdziały - wiem. Ale za to będą pojawiały się często i dowiecie się, co stanie się z Sarą i jakie przyjdą konsekwencje za przywłaszczenie cudzych pieniędzy. I oczywiście kim jest nieznajomy facet, który upomniał się o swoje. Podkreślam, że opowiadanie piszę tak od siebie - będzie mi miło, jeśli będziecie czytać i komentować. Chwilowo nie mam czasu na czytanie innych blogów - wolny czas poświęcam na pisanie i publikowanie. Pracuję niemal cały dzień, więc jestem przemęczona wręcz. Pozdrawiam was wszystkich. Byee/
Dragon Blade / Wojna Imperiów / Cusack jako Lucius xD |
W końcu nadrobiłam zaległe rozdziały, bo ferie i narty. Faktycznie są krótkie, ale treściwe.
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie ta ilość pieniędzy. Jak kłócili się o to czy je brać czy nie to sama zastanawiałam się co zrobiłabym na ich miejscu. Po czym już nawet moje myśli zabłądziły i zaczęłam myśleć co bym za nie kupiła. MTERIALISTKA HAHAH
Końcówka bardzo tajemnicza. Nieznajomy facet trochę niepokojący i ta ucieczka. Ciekawi mnie jak to się skończy dla biednej Sary.
Życzę weny,
N
Sarah, kobieto, trzeba było powiedzieć, że owszem, Ty znalazłaś, ale reszta grupy szybko dotarła do Ciebie i to oni zajęli się kasą. Ty nie chciałaś kraść niczyjej własności.
OdpowiedzUsuńSądzę, że krótkie rozdziały to taki Twój chwyt. (: Człowiek czyta je, bo przecież ,,takie krótkie”. W rezultacie przeczyta więcej, niż gdyby rozdział był dłuższy. Gdy rozdział jest dłuższy, czytelnik jest przekonany, że zajmie mu to dużo czasu.